Złośnica poskromiona?


    




    Byłam w teatrze. Tym razem padło na Poskromienie złośnicy na deskach Teatru Zagłębia w Sosnowcu w reżyserii Jacka Jabrzyka. Nie jestem recenzentką teatralną, a to nie jest recenzja teatralna. Piszę to jako uczestniczka życia publicznego i kulturalnego z własnego punktu widzenia, przez pryzmat moich doświadczeń, wrażliwości i umiejętności poznawczych. A biorąc pod uwagę profil tego miejsca, nie powinno być zagadką, że kwestie płci i queeru będą leżały w centrum mojej uwagi.

    Poskromienie Złośnicy to komedia autorstwa Williama Szekspira. Oryginał stanowi pochwałę patriarchatu, a główna postać kobieca, Katarzyna Minola, jest ową złośnicą, czyli po prostu inteligentną kobietą, która chce się rozwijać naukowo i pragnie pełnej niezależności i kontroli nad życiem. Jedni palili takie kobiety na stosie, mając je za czarownice, Szekspir - wykorzystując szereg technik znęcania psychicznego - postanowił ją jedynie poskromić i uczynić przykładną żoną. Ubaw po pachy.
Inscenizacja Teatru Zagłębia miała swoją premierę w zeszłym roku. Biorąc pod uwagę wydarzenia wcześniejszych kilku lat, kiedy to uśpiony patriarchat, niczym potwór z horrorów, niespodziewanie zbudził się i zaatakował ponownie, ograniczając kobietom (i nie tylko) prawo do decydowania o własnym ciele, Poskromienie złośnicy idealnie wpasowało się w nastroje społeczne w kraju, alarmując nas przed tym, co wcale nie jest takie odległe, bo apetyt władzy jest dużo większy. 

    Siedząc tam na widowni w zeszły piątek i mając w głowie narrację prowadzoną w ostatnim roku przez środowiska prawicowe w Polsce, sosnowiecka interpretacja nabrała dla mnie dodatkowego znaczenia.
Spektakl rozpoczyna się od wejścia trzech kobiet na proscenium. Przełamując czwartą ścianę, zwracają się do publiczności z pytaniem o tożsamość, prowadzą na ten temat rozważania. Zastanawiają się nad tym, co w tej kwestii jest ważniejsze - nasza samoświadomość, czy zdanie innych. Jesteśmy tym, kim uważamy, że jesteśmy, czy tym, co uważają inni? W kontekście ostatniej nagonki na osoby transpłciowe i ich prawa do terapii i korekty płci - do życia w zgodzie ze sobą - taki wstęp jest dla mnie bardzo wymowny i trafia w to, co przeżywam od dziecka. W trakcie przedstawienia pojawia się bezpośredni wątek queerowy, a mianowicie występ drag queen w wykonaniu Macieja "Gąsiu" Gośniewskiego. Performer na koniec show wygłasza swego rodzaju manifest o byciu w zgodzie ze sobą, o byciu wolnym. Od razu przypomniałam sobie o sytuacji artystów i artystek dragu w USA, gdzie próbuje się je wymazać, zasłaniając się seksualizacją dzieci. Jest to jeden z kilku momentów w całej sztuce, kiedy aktor zdaje się wychodzić z roli i przemawiać we własnym imieniu. Będąc jednym z kilku mężczyzn przebranych w kobiecy strój, jako jedyny wypowiada się w formie męskiej. Jest to też jeden z kilku momentów, w którym widz jest wytrącony z komediowej konwencji i robi się poważnie, a czwarta ściana znowu zostaje zburzona. Będąc przy dragu, interesujące zdaje się być nawiązanie do teatru elżbietańskiego, w którym grali tylko mężczyźni, także w przypadku ról kobiecych. Dzięki temu zabiegowi cały spektakl przypomina nieco jedno wielkie drag show. Póki jest to komedia, mężczyzna przebrany w damskie ubrania bawi, natomiast gdy staje się to formą ekspresji, wzbudza strach. Cóż, czasem niezrozumiałe są ludzkie mechanizmy postrzegania. 

    Teatr jest lustrem. Taki komunikat płynie do publiczności od samego początku. Świadczy o tym chociażby wykorzystanie rzeczywistego lustra, które odbija światło reflektorów, rzucając na scenę zniekształconą smugę. Dość łatwo nasuwa się stwierdzenie, że Poskromienie złośnicy Teatru Zagłębia w krzywym zwierciadle odbija sytuację społeczno-polityczną w Polsce
Choć jest to komedia - groteska - to wraz z upływem czasu, śmiałam się coraz mniej. Niby wszystko jest przejaskrawione, wyolbrzymione, jakby nierzeczywiste, ale właśnie - czy na pewno? Podział kobiet na piękne, zadbane i kuszące (Bianka Pawła Charytona) oraz mądre, ale brzydkie i wredne (Kasia Marcina Gawła) cały czas funkcjonuje, prawie każda z nas tego doświadczyła. Gburowaty, arogancki, nastawiony na zysk Petruchio (Tomasz Kocuj), który od razu pokazuje penisa, aby udowodnić swoją wartość - po ulicach pełno takich chodzi, na szczęście swój ekshibicjonizm w większości uprawiają w internecie. Mężczyźni uganiający się za kobietami, jak psy za sukami - co w przedstawieniu zostało pokazane dosłownie -to też samo życie. No i wciąż w pełni sprawna machina patriarchatu. Mężczyźni, którzy uzurpują sobie prawo do decydowania o życiu kobiet w każdym jego obszarze. Mężczyźni, którzy przemocą próbują podporządkować sobie kobiety i karcą każdy przejaw ich własnej woli. Nie jest to żadna fikcja, kilka przypadków znam z własnego otoczenia. 
Na koniec przemawia Katarzyna, już poskromiona, ale czy na pewno? Wygłasza kazanie o wyższości męża nad żoną i powodach, dla których powinna zostać mu podległa, czyta z kartki. Wyraz jej twarzy pokazuje jednak, że nie utożsamia się ze słowami, które padają z jej ust. To kolejny moment, w którym można odnieść wrażenie, że aktor wyraża własne emocje. Jest to także ten moment, kiedy znów zrobiło się poważnie, a mimo to na sali co chwila rozlegały się salwy śmiechu, co ciekawe, był to śmiech kobiecy. Byłam delikatnie zdziwiona taką reakcją i - jak założyłam - niezrozumieniem przekazu. Po spektaklu spotkałam jednego z aktorów, który powiedział, że według niego było to odreagowanie własnych doświadczeń. Być może. W każdym razie taka reakcja wciąż wydaje się lepsza, niż sapanie i wielkie oburzenie, co ostentacyjnie okazywało siedzące za mną małżeństwo. W trakcie przerwy wyszli, i dobrze. Mam tylko nadzieję, że ich córka, która była z nimi i zdecydowanie bardziej wiedziała, jak tę sztukę odczytywać, uwolni się od nich. Trzymam za Ciebie kciuki. 
Szekspir musiał być jednym z tych despotycznych mężczyzn, skoro uważał, że można poskromić to, co niesposkramialne. Złośnicom można odebrać narzędzia, ograniczyć możliwości, chwilowo uciszyć, ale nie można ich ujarzmić.
 
    W sytuacji kiedy większość instytucji kulturalnych finansowych jest ze środków publicznych, którymi dysponuje władza o totalitarnych zapędach, trudne staje się pokazywanie niewygodnej prawdy, która psuje pożądany obraz rządzących. Tym bardziej cieszę się, że są takie miejsca jak Teatr Zagłębia, który staje po stronie każdego Obywatela, zwykłego człowieka. 
Jeśli ktoś ceni sobie oryginalną i trafną interpretację dawnych dzieł, dobrą grę aktorską, multimedialne rozwiązania, nowoczesny teatr w stylu Krzysztofa Warlikowskiego, wciągającą atmosferę - polecam Poskromienie Złośnicy w reżyserii Jacka Jabrzyka w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu.

Agapє



Komentarze